piątek, 18 maja 2012

Rewolucja na kulinarnym blogu czyli słów kilka zamiast gołąbków

Pod wpływem pewnego natchnienia, do którego przyczynili się niektórzy młodzi blogerzy a także i Ci najstarsi, postanowiłam "strzelić" rewolucję na blogu kulinarnym.Tekst zamiast gołąbków?
Przepisy są fajne ale jeszcze fajniejsze jest pisanie.Do tej pory było trochę pisania na fejsie, trochę linków.
Właśnie powoli zaczynam się przekonywać do mojego bloga w kwestii komunikacji z odbiorcą, do tej pory fejs wydawał mi się jedynym sposobem na szybkie porozumienie. Zapewne ciekawa grafika byłaby mile widziana ale na razie nie umiem jej uskutecznić. 
A przemyślenia mam takie, że blog jest dobry dla każdego. Moja sąsiadka właśnie postanowiła założyć go na jednej z prawicowych stron swojemu ojcu, emerytowanemu nauczycielowi. Ojciec lubi pić piwko z kolegami ale musi się gdzieś "wyżyć" w pisaniu i politykowaniu. Nie myślcie więc, że blogi dotyczą tylko młodych. Forma jest łatwa, przystępna i przede wszystkim wygodna. W zaciszu domowym coś sobie nabazgrzesz a tu nagle widzisz , że twój link polubiła np Hanna Lis. To jest własnie wyższość internetu nad innymi mediami a jakoś dziwnie wciąż on jest tajemnica dla wielu, ci najchętniej go krytykują.
Moim idolem stał się niedawno młodziutki Andrzejek Tucholski z jestkultura.pl Podziwiam chłopaka za wnikliwe oko, i płodność w pisaniu. Jest przeciwieństwem celebryty, jakim może wydawać się Hanna Lis. Po jej pierwszym poście na stronie męża natemat.pl, poście czysto kulinarnym, na innych stronach pojawił się natychmiast odzew w postaci komentarza "jak to Hanna napisała"..O Andrzeju nie piszą zapewne tyle, bo i temat mniej chwytliwy bo kultura a i osoba bardziej internetowa, nie znana z wizji. Tu mogę wyłowić jeden szczegół, który mnie bardzo w internecie się podoba:niby popularny a wciąż tajemniczy. No i ta jego dostępność dla każdego.Tu nie potrzebujesz nikogo znać, nikogo prosić, żeby Cię gdzieś wkręcił, piszesz sobie a muzom.Nie potrzebujesz tu żadnych układzików.I za to go najbardziej cenię.


Ciepły dzień , ulicami mijają mnie białe sukienki komunijne....
Czytam teraz o najlepszym ,japońskim sushi mistrza Jiro Ono. Czekam z niecierpliwością na film o nim ,który ma wejść wkrótce do kin. Potem przeskakuję na dzienniki Jandy. Zaglądam do niej od czasu do czasu, jest taka naturalna, bez tego "patrzcie na mnie".
Przypominam sobie jak na kursie angielskiego dziewczyny pośmiały się słysząc, że opowiadam co ostatnio czytałam (nawiązywałam do książek ostatnio przeczytanych). Kiedy?- rzuciła jedna z nich ze zdziwieniem.
Jak to kiedy? W tramwaju, w drodze na kurs...Nie wiem czy Wy też spotykacie w internecie tyle incjatywy czytelniczej, strony w stylu: "czytam -kupuję" albo" nie jestem statystycznym polakiem , lubię czytać".
Cieszy to bardzo.
Znowu ciepło na dworze, okno uchylam. Dobranoc.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz